Setki kilometrów na południe i muzyczna niespodzianka

     Po dwóch dniach ciężko nam się rozstać z gościnnością campingu Zagory. Dzisiaj chcemy przejechać ponad 500km, żeby dotrzeć jak najbliżej miejscowości Guelmim.

     Niedaleko Guelmim w okolicach Assa jest szkoła, dla której jeszcze przed wyprawą zbieraliśmy pieniądze na zakup materiałów do nauki. Chcemy dzisiaj dojechać jak najdalej i jutro do południa zjawić się w szkole.

Powoli pakujemy nasze manatki
fot. Asia i Marcin
Ostatnia kawa i w drogę
fot. Borówa

     Jeszcze przed ruszeniem w trasę na dobre okazuje się, że Marcin z Martinem potrzebują drobnych napraw. Koniec końców trwa to trochę dłużej niż zakładaliśmy tak, że nawet udaje się zjeść wczesny obiad jeszcze w Zagorze.

Lądujemy w tym samym warsztacie u Mohamed'a
W busie u Martina trzeba zmienić śrubę w wahaczu przednim
fot. Happylandy
Trzeba też było zmienić wąż paliwa od wlewu do baku, bo ciekło przy pełnym tankowaniu
Kilka busów pod warsztatem wzbudza wielkie zainteresowanie i kilkanaście dzieci towarzyszy nam do końca
Marcin rusza na zakupy pojazdem zastępczym z kierowcą

     Czas spędzony pod warsztatem nie poszedł na marne, udało się bardzo dokładnie ustalić trasę na resztę dnia. Rozmawialiśmy również z sympatycznymi Marokańczykami o warunkach życia, nieruchomościach, nauce arabskiego i gorąco zachęcali do zamieszkania w ich pięknym kraju.

Monika konsultuje trasę
Negocjacje na temat punktów jakie jeszcze warto zobaczyć

     Po przeglądzie aut korzystamy jeszcze z usług zagorskiej księgarni, gdzie za całą zebraną sumę robimy zakupy książek, przyborów do pisania i rysowania oraz zeszytów dla uczniów szkoły, do której zmierzamy.

Główny pomysłodawca, koordynator zbiórki pieniędzy i zakupów - Bartek
fot. Happylandy
Prawie godzinę zajęło wybieranie i zliczanie zamówienia, efektem było kilka kartonów materiałów dla dzieci
fot. Happylandy

     Jeszcze prze opuszczeniem bram Zagory odwiedzamy jedną rodzinę, dla której mamy paczkę doręczaną z Polski.

Przemykamy po uliczkach miasteczka
Wśród zabudowań cicho, spokojnie i tylko czasami można spotkać bawiące się dzieci
Odnajdujemy adres i odpowiedni dom w miasteczku
Z braku czasu tylko chwilę spędzamy z zagorską rodziną
fot. Happylandy
Jeszcze tylko wspólne zdjęcie i paczka została doręczona
fot. Asia i Marcin
Wyruszamy w drogę obserwując życie na uliczkach przedmieść Zagory
Ostatnie domki z kolorowymi dywanami

     Popołudniem zmierzamy drogą N10 w kierunku Agadiru, celowo wybraliśmy trasę bardziej na północ, bo jest tam lepsza autostrada, która prowadzi rozległą doliną między Atlasem Wysokim a Antyatlasem.

     Do Guelmim można też dojechać N12 przez miejscowość Tata, jednak tam trzeba się liczyć z serpentynami i zakrętami na trasie, co naszym busom nie służy dobrze.

Trasa do Agadiru prowadzi po płaskim co zwiększyło naszą średnią prędkość
Na horyzoncie piękne niewysokie wzgórza Antyatlasu
fot. Asia i Marcin

     Poruszać się będziemy w rozległej nizinnej dolinie Sus, która rozdziela pasmo Atlasu Wysokiego od dzikich gór Antyatlasu o śmiałej rzeźbie.

     Najwyższym szczytem Antyatlasu jest dawny wulkan (często włączany do Atlasu Wysokiego) Jebel Siroua, który ma wysokość 3304 m n.p.m..

Krótki postój na rozprostowanie kości
Droga pusta po horyzont
fot. Happylandy
Gimnastyka z wzniesieniami Atlasu Wysokiego w tle
Auta dzielnie znoszą pokonywane kilometry
fot. Happylandy
Niebo bardzo pochmurne, ale nie spadła na nas żadna kropla
fot. Asia i Marcin
Krótki montaż z przejazdu po tych miejscach
Dostępny w FULL HD

     Osobiście uważam Antyatlas jako najbardziej malownicze pasmo górskie w Maroku, przyjdzie nam wśród jego szczytów spędzić jeszcze najbliższe kilka dni.

     Całość rozciąga się na przestrzeni 600km i jest jedynym łańcuchem Atlasu, które leży w całości na terytorium Maroka.

Późnym popołudniem trochę nam się wypogodziło
fot. Asia i Marcin
Ogromne usypiska, na szczytach których są jeszcze lite skały
fot. Asia i Marcin
Ponownie dolina nam się otwiera
fot. Asia i Marcin
Piaskowce pięknie górują wyznaczając granicę płaskiego terenu
fot. Asia i Marcin
Jedno z nielicznych skrzyżowań i większa miejscowość na naszym szlaku
fot. Asia i Marcin
Niebo zaczyna się zachmurzać i mamy "pieszych" na drodze
fot. Asia i Marcin

     Nasza trasa nie omija też wzniesień i droga prowadzi między wzgórzami.

     Co do wysokości, to też można dowiedzieć się ciekawej rzeczy, bo istnieją badania, które stwierdzają, że w okresie formowania się gór, kiedy zderzały się tutaj płyty tektoniczne, ten łańcuch był dużo wyższy niż dzisiejsze Himalaje.

Musieliśmy pokonać kilka przełęczy jednak droga nie wspinała się wyżej jak 700m
Pas asfaltu wił się jak wąż między niewysokimi zboczami
fot. Asia i Marcin
Przepiękne widoki
W takim miejscu nie mogło zabraknąć krótkiego postoju na zdjęcie
Zbocza miały niesamowite kolory żółty łączył się z turkusowym na tle ciemnobrązowych wzniesień
Chwila odpoczynku dla mnie kiedy Monika przejęła stery
Kolejne kilkadziesiąt sekund zmontowanych materiałów
Surowy, suchy krajobraz, gdzie tylko w niektórych dolinach płyną okresowe niewielkie strumienie
fot. Borówa

     Tereny przyległe i doliny Antyatlasu to miejsca bardzo słabo zaludnione, nieliczne wioski ograniczają się tu jedynie do kilku domów wśród palm.

     Klimatycznie góry te zaliczane są już do strefy klimatu Sahary, a od wpływów śródziemnomorskich oddziela je skutecznie Atlas Wysoki na północy.

Naprzód wśród wzgórz
Dociążone busy dzielnie pokonują wzniesienia
fot. Asia i Marcin
Kolejny przystanek z niespodzianką przy drodze
fot. Asia i Marcin
Kilka wielbłądów tuż przy trasie
fot. Asia i Marcin
Zbocza jak namalowane pędzlem
fot. Asia i Marcin
Po drugiej stronie gór już więcej zieleni
fot. Asia i Marcin

     Jedną z ostatnich miejscowości przed rozległą doliną Sas jest Taliouine, słynąca z upraw szafranu, najcenniejszej przyprawy świata.

     Na jednym ze zboczy w busie Martina zagrzały się hamulce i cudem udało się zatrzymać maszynę za pomocą ręcznego na poboczu. Ta awaria unieruchomiła nas na kilkadziesiąt minut.

Cudem nie doszło do tragedii przed zjazdem i szerokim łukiem
Tarcze rozgrzały się do czerwoności
fot. Happylandy
Martin próbuje rozruszać zaciski i zapieczone tłoczki hamulcowe
fot. Happylandy

     Bardzo szybko zapada zmrok i postanawiamy holować auto do najbliższej miejscowości w poszukiwaniu mechanika. Hamulce trzeba odpowietrzyć najlepiej w warunkach warsztatowych z postawieniem samochodu na kanał.

Zapinamy auto pod najlżejszego busa Marcina i Herba
fot. Asia i Marcin
Bardzo szybko zachodzi słońce
fot. Asia i Marcin
Trochę czasu zabiera podłączenie sztywnego holu
fot. Happylandy
Pod osłoną nocy zjeżdżamy do pobliskiego Taliouine
fot. Happylandy

     W trakcie naprawy reszta grupy postanawia zjeść kolację. Na szczęście mamy wizytówkę restauracji od sympatycznego Marokańczyka z Zagory i to właśnie tam udajemy się na zasłużony posiłek.

W wielkim berberyjskim namiocie mieszczą się stoliki i wygodne kanapy

     Knajpa okazała się strzałem w dziesiątkę i szybko zainteresowaliśmy się instrumentami złożonymi w jednym z rogów. Liczne bębny idą w ruch i szybko podłącza się do nas właściciel restauracji.

     Powoli rodzi się koncert, który na długo wyryje się w naszej pamięci...

Nina jako pierwsza łapie za instrument
Ja nieudolnie próbuje dotrzymać poziomu
fot. Happylandy
Po chwili mamy profesjonalny duet na bongosach

     Po kilkunastu minutach wraca Martin z dobrymi wiadomościami, że hamulce udało się naprawić w warsztacie nieopodal. Wspólnie możemy zatem zasiadać do kolacji i trochę się odstresować całą sytuacją.

     Koncert powoli się rozwija i na zaproszenie właściciela restauracji pojawia się mechanik z warsztatu, w którym przed chwilą było nasze auto. Okazuje się, że ma on wiele talentów i m.in. gra na instrumentach.

Ciekawe jakie jeszcze zdolności kryje ten skromny człowiek

     Warto zwrócić uwagę na instrument, który jest motywem przewodnim koncertu, to sześciostrunowa tradycyjna gitara marokańska zwana "ud", obciągnięta zazwyczaj bydlęcą, jasną skórą.

     Ud to pierwowzór naszej europejskiej lutni, ma ona specyficzne, przedłużone brzmienie i jest nieodłącznym elementem komponowania utworów.

My na chwilę siadamy do jedzenia, a panowie się stroją
Duży namiot z pewnością w sezonie mieści wiele turystów

     Jesteśmy świadkami muzyki na żywo zwanej "gnaoua" lub "gnawa". Jest to jeszcze przedislamska tradycyjna muzyka berberyjska, która łączona była dawniej z rytuałami uzdrawiania bądź przywoływania duchów.

     Dziś jest to charakterystyczny styl o mocnych, rytmicznych, afrykańskich dźwiękach. Słowa są w dużej mierze modlitwą, gdzie zazwyczaj krótkie frazy powtarza się w kółko, stąd utwory mogą trwać bardzo długo (nawet kilka godzin).

     Usłyszeć te dźwięki jest wielką atrakcją, bo gnaoua można spotkać jedynie w Maroku i na południu i wschodzie Algierii.

Zaczęło się od tych dwóch panów
Pierwsze usłyszane dźwięki ud
Dostępny w FULL HD
Potem były kolejne osoby, spontanicznie włączające się do grania muzyki
Pełny hipnotyzujący przykład tradycyjnego utworu z rodzaju gnaoua
Dostępny w FULL HD
Z utworu na utwór było coraz więcej artystów

     Na poniższym filmie można zaobserwować i usłyszeć brzmienie kolejnego tradycyjnego instrumentu Maroka, a mianowicie "qaraqib" lub "garagab". Są to duże, kute, metalowe, złączone talerze coś jak europejskie kastaniety, które są kolejnym głównym elementem nadającym rytm.

     Dźwięk garagab jest podobno silnie hipnotyczny i pozwala ludziom łatwiej wchodzić w trans i odmienne stany świadomości przy ich brzmieniu.

Warto zwrócić uwagę jak spontanicznie łapią za instrumenty i zaczynają grać kolejni znajomi restauratora
Dostępny w FULL HD

     Mieliśmy też okazję zobaczyć i brać udział w marokańskim tańcu. Był to tradycyjny grupowy taniec folklorystyczny, tańczony liniowo zarówno przez kobiety i mężczyzn, bardzo wesoły i dynamiczny.

Pod koniec utworu włączyliśmy się do tańca
Dostępny w FULL HD

     Pokaz tańca dało nam również dwóch młodych uczestników zespołu, w głównej mierze jest to rytmiczne przeskakiwanie z nogi na nogę, które odbywa się po okręgu. Mężczyźni trzymają się przy tym za ręce lub głośno klaszczą.

I tak zabawa trwała ponad godzinę
Dostępny w FULL HD
Był to jeden z bardziej magicznych wieczorów na naszej wyprawie

     Krótko przed północą ruszamy w dalszą drogę, decydujemy się na jazdę jak najdłużej uda nam się wytrzymać. Po północy mijamy przedmieścia Agadiru i zmierzamy nad oceanem na południe.

     Prawie nad ranem rozbijamy obóz niedaleko głównej drogi i udajemy się na zasłużony odpoczynek.