Całą noc nadrabiamy kilometry, a dzień dzisiejszy nie zmienia się pod względem planów. Nadal pędzimy na południe, a z
atrakcji zaplanowanych mamy gorące źródła w okolicach miasta Dakhli.
Jednak główny gwóźdź programu, to przekroczenie Zwrotnika Raka, dla większości z nas takie wydarzenie ma miejsce po raz pierwszy w życiu.
Noc zmienia się w dzień, a my ciągle za kółkiem
fot. Asia i Marcin
Krajobraz od kilkuset kilometrów ciągle ten sam, płaskie równiny z karłowatymi krzewami
fot. Asia i Marcin
A z prawej strony ocean, droga biegnie kilkaset metrów od brzegu
fot. Asia i Marcin
Prawie całe terytorium Sahary Zachodniej zajmuje pustynia kamienista (hamada), jedynie na południu pojawiają się piaszczyste wydmy.
Teren jest w przeważającej mierze płaski, z wysokimi klifami u wybrzeży oceanu.
Na jedynej głównej drodze N1 próżno też szukać wielu parkingów i stacji benzynowych, jest to ciągła monotonna jazda. Nad ranem trafiamy na
mały zajazd, który idealnie nadaje się na kawę.
Mocna kawa po nieprzespanej nocy dobrze nam zrobi
fot. Asia i Marcin
Stacja Sahara, adekwatna nazwa do panujących warunków
fot. Herbu
Bartek ochoczo zabiera się za tankowanie paliwa
fot. Herbu
Wszyscy uzupełniamy puste baki po całonocnej jeździe
Jest też czas na sprawdzenie wody i oleju
fot. Happylandy
Pozostałym miło upływa czas na rozmowie
fot. Happylandy
Czaszka wielbłąda u Piotrka i Dymitra zyskała nowe trytytki i nadal budzi szacunek
fot. Borówa
Stacja posiada też wóz operacyjny ze snorkelem i zbiornikiem wody
fot. Borówa
Po przekąskach i drobnym serwisie w autach ruszamy w dalszą drogę
fot. Borówa
Większa część terytorium Sahary Zachodniej pozostaje niewykorzystana gospodarczo. Sieć dróg jest słabo rozwinięta. Najważniejszymi
gałęziami gospodarki są rybołówstwo, eksploatacja zasobów naturalnych (tutejsze złoża fosforanów zaliczają się do najbogatszych na świecie) oraz uprawa palmy daktylowej w oazach.
Ciągle ten sam niezmienny krajobraz
Droga prosta aż po horyzont
Przedpołudniem dojeżdżamy do rogatek Budżdur albo Abu Dżudur, miasta trzeciego co do wielkości w Saharze Zachodniej, nazwa w języku
arabskim oznacza "ojciec niebezpieczeństw".
Jest to typowe miasto portowe, a z atrakcji można wymienić jedynie latarnię morską. Szybko mijamy tą metropolię natrafiając przy tym
na dwie kontrole policji, przed i zaraz za miastem.
Groźnie wyglądające kolczatki nakazują zwolnić
fot. Herbu
Mundurowi pytają jedynie o dokumenty aut i zieloną kartę, na zdjęciu widać też charakterystyczną bramę miasta
fot. Borówa
Przez główną ulicę mkniemy bez przystanku
Kontrola na wylocie również przebiega szybko i sprawnie
fot. Herbu
Około godziny 9 zaraz za miastem przystajemy na śniadanie. Idealnym miejscem staje się płaskie wzniesienie z widokiem na ocean.
Jesteśmy w polu widzenia punktu kontroli policji, panowie zostali uprzedzeni, że nieopodal rozbijemy się na chwilę żeby coś zjeść.
Tuż przy drodze śniadanie czas zacząć
fot. Borówa
Wyciągamy krzesełka, stoliki i nareszcie można chwilę oderwać się od kierownicy
Po drugiej stronie drogi szeroko roztacza się widok spokojnego oceanu
Spora ilość przebytych kilometrów sprawia, że dajemy sobie więcej czasu na przerwę
fot. Borówa
Przez ogrom wrażeń nikomu nie udziela się zmęczenie
fot. Borówa
Był też czas na mały spacer w stronę brzegu
fot. Borówa
Wysokie klify a w oddali nabrzeże portowe Budżdur
fot. Borówa
Zachodnia część kraju otrzymuje obecnie duże dopłaty na rozbudowę infrastruktury z budżetu Maroka w ramach programu zasiedlania tego
terytorium przez Marokańczyków.
Infrastruktura turystyczna pozostaje jednak słabo rozwinięta.
Droga N1 choć z kamienistym poboczem, to jednak w rewelacyjnym stanie
Płaski krajobraz nieco nam się urozmaica
Między niewysokimi piaskowcami wije się droga
fot. Asia i Marcin
Można podpatrywać życie w ciężarówkach, które czasami zaskakuje
fot. Asia i Marcin
Popołudniem zupełnie spontanicznie zbaczamy nagle z asfaltu, czego efektem jest sesja zdjęciowa z autami na klifach i zapierające dech
w piersiach widoki.
Martin zmienia kurs na piaszczystą równinę i po chwili jesteśmy na nabrzeżu
fot. Happylandy
Kilkunastocentymetrowa skorupa na powierzchni łamie i kruszy się tutaj w wyniku podmywania przez ocean
fot. Borówa
Chwilę kręcimy się przy zawaliskach w poszukiwaniu najlepszego miejsca na zdjęcia
Jeden z dłuższych "języków" stabilnego gruntu staje się naszym celem
Krótki montaż z przejazdu i ujęcia z końca cypla
Ostrożnie każde auto znajduje sobie kawałek miejsca
Zaledwie kilkanaście centymetrów od zapadliska nasze auta dodatkowo dociążają skałę
Chwila czasu wolnego na zdjęcia
fot. Borówa
I znowu nasza karawana w niecodziennych okolicznościach przyrody
fot. Asia i Marcin
Na krawędzi
U podnóża cypla jakiś rybak miał swoją osadę
Piękne miejsce na letniskowy domek z zejściem na plażę
fot. Herbu
Ogromne oderwane bloki skalne robiły wrażenie
Zdjęć i zachwytów nad widokami nie było końca
fot. Happylandy
Prawie jak na Tytanicu
fot. Borówa
Monika wczuwała się w atmosferę tego miejsca w zamyśleniu
fot. Borówa
Były też i wesołe akcenty przesiadywania na skałach
fot. Borówa
Między cyplami skrywały się małe piaszczyste plaże
Oczywiście grupowej fotki nie mogło zabraknąć
Bartek nawołuje do ruszenia w drogę
fot. Happylandy
Każdy umiejętnie wycofuje się z cypla i wracamy na asfalt
fot. Asia i Marcin
Po kolejnych kilku godzinach docieramy w okolice Dakhli, miasto leży na półwyspie Yala, na który nie wjeżdżamy. Przed półwyspem
Martin zna miejsce, gdzie bije gorące źródło, musimy jedynie nieznacznie zboczyć z trasy na południe i będzie można cieszyć się kąpielom.
Im dalej na południe tym piękniejsze krajobrazy
fot. Borówa
Piasek również zmienia swój kolor i jest bielszy
fot. Borówa
Za płaską doliną przed nami jest już Półwysep Yala i dalej miasto Dakhla
My pośrodku tego pustkowia odbijamy w prawo i po kilkuset metrach widać bijący strumień
fot. Asia i Marcin
Jest to też ważne ujęcie wody dla całego regionu
Pracujący tu Marokańczycy nie mają nic przeciwko naszym odwiedzinom
fot. Happylandy
Woda leję się tutaj praktycznie bez przerwy w ciągu dnia, a dla nas to okazja żeby się odświeżyć
fot. Borówa
Tereny przy źródłach zamieszkuje też kilka berberyjskich rodzin
Stado kóz i młode szybko wzbudzają naszą sympatię i pozwalają się dotknąć
Jednak z opiekunek stada pokazuje jak dokarmia się najmłodszych członków
Kilkanaście sekund z małą kózką
Dostępny w FULL HD
Pora wracać i kolejny raz ruszać na pustynne tereny południa
Postanawiamy jeszcze chwilę pokręcić się po tych piaskach
fot. Happylandy
Duża ogromna przestrzeń robi wrażenie
fot. Happylandy
Można organizować wyścigi i bić rekordy prędkości
fot. Happylandy
Jeden z nielicznych znaków po drodze pozwala zorientować się w odległościach na południe
Kolejne wspólne zdjęcie
fot. Happylandy
Późnym popołudniem nerwowo zerkamy na GPS w oczekiwaniu na przekroczenie Zwrotnika Raka. Dla wielu z nas jest to doświadczenie
emocjonujące, każdy kilometr na południe jest jednocześnie najdalszym, jaki robimy w tę stronę świata, w życiu.
I w końcu jest - na rok 2011 Zwrotnik Raka ustalono na 23.26160 szerokości północnej
Szerokość geograficzna zwrotników jest definiowana z roku na rok, ponieważ zmienia się kąt nachylenia ekliptyki do równika. Stąd zwrotniki nie
zajmują stałego położenia na Ziemi i aktualnie powoli zbliżają się do siebie o prawie pół sekundy (0,47") rocznie.
Jesteśmy tylko małym punkcikiem na ogromnym afrykańskim kontynencie
Faktyczne miejsce przekroczenia, tej niewidzialnej granicy Zwrotnika Raka, leży około 6km od punktu, w którym umieszczona jest tablica przy drodze i
gdzie zatrzymują się wszyscy podróżnicy by uczcić ten moment.
Udało się, emocje jakbyśmy weszli na szczyt wysokiej góry
fot. Happylandy
W prawym dolnym rogu na tablicy pamiątkowej ląduje wyprawowa naklejka, z tyłu nasze podpisy
fot. Borówa
Dość niepozorna tablica stoi na prawdziwym odludziu
Dumnie fotografujemy się ze znakiem
Afryka Bryka i co tu więcej dodać
fot. Happylandy
Dalsze plany to dojazd na 50-100km przed granicę z Mauretanią, którą chcemy przekroczyć jutro rano.
Warunki jakie aura funduje nam na dalszej części trasy są bardzo ciekawe. Prosta droga prowadzi przez
małe wydmy, a wieczorny wiatr niesie piasek lekko ponad asfaltem. Miejscami nie było widać drogi i miało się wrażenie stania w miejscu.
Nadal szlak wiedzie prostym odcinkiem po rozległej równinie
Na trasie można spotkać jedynie sporadycznie ogromne ciężarówki, które nocą potrafią napędzić stracha
Z okien samochodów podziwiamy zachód słońca
fot. Asia i Marcin
Bardzo szybko zapada ciemność i pomarańczowa kula całkowicie znika za horyzontem
fot. Asia i Marcin
Po zmroku robimy niecałe 200km i odbijamy w poszukiwaniu noclegu. Niestety próżno szukać palmowej oazy i nie można też skryć się
wśród skał, za obóz kolejny raz służy nam kawałek kamienistego gruntu niedaleko drogi głównej.
Parkujemy niedaleko jednej z ostatnich osad przed granicą
Kolejna noc z pięknym bezchmurnym niebem i milionem gwiazd