Czas do popołudnia spędzamy w kompleksie hotelowym nad brzegiem jeziora, korzystamy z różnych atrakcji i form zwiedzania tego miejsca.
Podczas przejazdu na południe odwiedzamy też na chwilę stolicę i jednocześnie największe miasto Senegalu, czyli legendarny Dakar.
Po około 100km tego dnia na wieczór, lądujemy na campingu Ferme de Sally nad samym Atlantykiem, na obrzeżach miejscowości Mbour.
Nina zgodnie już ze swoim zwyczajem, opuszcza domek rano i udaje się na zwiedzanie okolicy
fot. Nina
Między małymi, okrągłymi budyneczkami cisza i spokój
fot. Nina
Spacer do Atlantyku trwał kilkanaście minut i można było sfotografować brzeg oceanu, krótko po wschodzie słońca
fot. Nina
Po powrocie promienie już coraz bardziej ogrzewały zielone trawniki
fot. Nina
Poza miejscami w hotelu, kompleks oferuje około 20 domków typu bungalow
fot. Nina
Każda ściana przy wejściu ma inną grafikę, która ułatwia orientację i po tym poznaje się swoje lokum
Bungalow są gęsto usiane i połączone siecią wąskich, kamiennych uliczek
fot. Borówa
Ruszamy na śniadanie i ogromny taras nad hotelem, gdzie znajduje się restauracja
fot. Nina
Tradycyjnie już bagietka i omlet z jajek, do tego dżem z pomarańczy lub daktyli
To tu na śniadaniu ustalamy plany na resztę dnia
Pamiątkowa ściana, na której znalazły się i nasze podpisy z naklejką
Podpisy ciągnęły się na całej długości jednego z boków restauracji
Martin na ścianie swojego domku z tańczącą parą
fot. Borówa
Postanawiamy nieco pozwiedzać zakamarki kompleksu hotelowego
Odkrywamy piękny, duży basen
Przed wycieczką nad Różowe Jezioro, krótka kąpiel w błękitnej wodzie
Mimo godzin przedpołudniowych, temperatura skutecznie zaczynała doskwierać, a basen łagodził skutki upału
fot. Happylandy
Cały rejon Różowego Jeziora jest ogromną atrakcją turystyczną, stąd też nie dziwi fakt licznych atrakcji dla
odwiedzających. Można odbyć przejażdżkę na wielbłądach, wypożyczyć quady, motory czy auta terenowe, z pewnością wszyscy spragnieni wrażeń zostaną zaspokojeni.
Dodatkowo walory tego miejsca podnosi bliskość oceanu i piaszczyste, malownicze wydmy.
Dymitr z Niną postanawiają jeszcze raz odwiedzić brzeg Atlantyku
fot. Nina
Tym razem ich uwaga skupia się na wielbłądach
fot. Nina
Po ustaleniu cen są już na grzbietach jednogarbnych zwierząt i powoli jak karawana kroczą w kierunku wody
fot. Nina
Całe wybrzeże, to szeroki pas piaszczystych wydm, które powoli zmieniają się w sawannę
fot. Borówa
Naszą uwagę skupiają dwuosobowe, spalinowe buggy, które przeznaczone są do jazdy po wydmach i pustyniach
Cena poza sezonem była kusząca, jednak stan techniczny uniemożliwił nam dalszą jazdę po kilku minutach
Krótki montaż materiłów z przejażdżki
Dostępny w FULL HD
Mieliśmy objechać całe jezioro, tym czasem udało się zrobić panoramę przy pierwszym brzegu
Plany zwiedzenia jeziora pojazdami buggy legły w gruzach, w obu pojazdach zerwała się linka gazu i trzymając
gaz palcem na silniku wróciliśmy do hotelu. Oczywiście pieniądze zostały zwrócone i postanowiliśmy objechać jezioro w naszych samochodach.
Czas na spakowanie
fot. Borówa
Marcin jeszcze na chwilę nurkuje pod auto, aby skontrolować kilka śrubek
fot. Borówa
Po chwili już jesteśmy na trasie
fot. Herbu
Jezioro Retba powstało w wyniku oddzielenia się słonej, głęboko wcinającej się w głąb lądu zatoki od oceanu.
Z biegiem czasu to miejsce poprzez nanoszony piach zostało odcięte od otwartego akwenu.
Niedaleko kompleksów hotelowych można natknąć się na kilka straganów
fot. Borówa
Przy pierwszym przystanku zostajemy "osaczeni" przez sprzedawców pamiątek
fot. Borówa
Kobiety handlują głównie drobną biżuterią, którą oferują naszym piękniejszym połówkom
fot. Happylandy
Oczywiście cały towar mieści się w dużej, wiklinowej misie, noszonej na głowie
fot. Borówa
Po kilkudziesięciu metrach przy drodze pojawiają się białe, suszące się na słońcu, kopce soli
fot. Borówa
Blisko jednego z większych miejsc pozyskiwania soli, postanawiamy zatrzymać się i nieco rozejrzeć, owocuje to wycieczką łodzią
na środek jeziora.
W afrykańskim Lac Rose do dziś wydobywa się sól, a sposób jej pozyskiwania nie zmienił się od lat i jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Auta parkujemy tuż przy drodze i ruszamy nad brzeg
Pracują tu głównie kobiety, kruszące suszącą się sól i pakują ją w worki
fot. Borówa
Jeden ze spotkanych Senegalczyków oferuje krótką podróż, aby zobaczyć proces wydobywania soli z bliska
Monika miała okazję przymierzyć na głowie noszone misy
Na każdym kroku towarzyszą nam sprzedawczynie pamiątek
Panie również handlują na zasadzie wymiany, chętnie przyjmują długopisy, ubrania i inne rzeczy
fot. Herbu
Dużo młodych mam pracuje ze swoimi małymi pociechami na plecach
fot. Borówa
Pokłady soli są tu bardzo duże, jezioro zajmuje 3,5km²
fot. Herbu
Wsiadamy na jedną z podobnych do tej łodzi o szerokim, płaskim dnie i ruszamy na środek jeziora
Wskutek parowania słonej, morskiej wody następował wzrost zasolenie, aż do dzisiejszego poziomu, który wynosi 38%, czyli mniej więcej
tyle co zasolenie Morza Martwego.
Wody jeziora zmieniają swoją barwę w zależności od intensywności padających promieni słonecznych. Uważa się, że za
różowy kolor odpowiedzialne są mikroorganizmy oraz duża koncentracja minerałów w okolicznych glebach, głównie związków chloru i soli mineralnych.
Płyniemy w kierunku kilkudziesięciu łodzi na środku, przy których trwają prace nad wydobyciem soli
Cały proces rozpoczyna się od wyłowienie z dna Różowego Jeziora słonego szlamu. Następnie jest on przewożony na brzeg,
gdzie sól jest płukana i suszona na słońcu. Po wysuszeniu sól tworzy zbitą skorupę, która musi zostać pokruszona. Ostatecznie gotowa do sprzedaży sól usypywana jest w małe kopce i pakowana w worki.
Stojące tyczki służą do przerzucania mułu, który ląduje w koszach utrzymywanych nogami przy dnie
W wodzie pracują wyłącznie mężczyźni, zbieracze soli mają bardzo ciężkie warunki pracy i przebywają w jeziorze jedynie do 6godz. dziennie
z uwagi na bardzo wysokie zasolenie i ryzyko urazów skóry.
Aby łagodzić skutki pracy w takich warunkach, wszyscy przed rozpoczęciem dnia w wodzie smarują się masłem shea, które działa
jako środek nawilżający i zmiękczający tworząc wodoodporną warstwę na skórze.
Głębokość w całym jeziorze nie przekracza 1,7m w każdym miejscu można swobodnie dotknąć dna
Pozyskiwana sól trafia głównie do Europy i jest wykorzystywana jako sól drogowa
Dokument o ciężkiej pracy na jeziorze
Dostępny w FULL HD
Po krótkim rejsie wracamy na brzeg
Panorama na całe jezioro i widać łódki pracujących mężczyzn, każda łódka na wodzie przypisana jest jednej osobie
Pracują tutaj całe rodziny, mężczyźni na jeziorze, kobiety na brzegu, a dzieci towarzyszą im cały dzień
fot. Herbu
Dwie sympatyczne siostry bawiły się między kopcami soli
fot. Herbu
Na brzegu rozbija się wysuszoną sól za pomocą drewnianych drągów
fot. Borówa
Wracamy do aut w asyście kobiet pracujących
Po 25kg worki raz dziennie przyjeżdża ciężarówka i zabiera urobek z całego dnia
fot. Happylandy
Ruszamy nadal wzdłuż jeziora obserwując pracowite nabrzeże
fot. Nina
Średnia temperatura w ciągu pory suchej nie spada tutaj poniżej 25st. C, a ludzie ciężko pracują przez cały dzień
Mamy zamiar ponownie kierować się do miejscowości Bambilor, taką samą drogą jak przyjechaliśmy wczoraj.
Pośród wielu szutrowych szlaków, które prowadzą od jeziora, skutecznie po raz pierwszy unieruchamiamy w sypkim piasku naszą "Renatę".
Jadąc jako pierwsze auto w głębokich koleinach, nasze niskie podwozie po chwili wisi na środkowej muldzie
W palącym słońcu w ruch idą szpadle i zrywamy kolejne strzępy już kilka razy łączonej liny
Niestety auto przesuwa się o kilka centymetrów i znowu opiera się na całym podwoziu
Podnosimy każde z przednich kół i podkładamy dywaniki samochodowe, żeby koła się nie zapadały
Po około pół godzinie "Renata" jest już uwolniona
Kilkadziesiąt sekund walki z piachem
Dostępny w FULL HD
W czasie naszej akcji ratunkowej dziewczyny negocjowały jeszcze ostatnie suweniry
Sprzedawcy pamiątek doganiali nas na ciekawych pojazdach, których nikt by nie podejrzewał, że są sprawne
fot. Asia i Marcin
Żegnamy pełnego humoru Senegalczyka i jezioro znika nam z pola widzenia
fot. Asia i Marcin
Po kilku kilometrach wjeżdżamy na główną ulicę Bambiloru
fot. Borówa
Droga to jedynie piaszczysty pas, na którym okropnie się kurzy
fot. Happylandy
Widać na każdym kroku, że miejscowość ciągle się rozrasta, bardzo dużo nowo budowanych budynków
fot. Borówa
Z Babiloru zmieniamy trasę i kierujemy się do Sebikhotane, skąd już droga N2 prowadzi do Dakaru
fot. Happylandy
Mamy okazję oglądać życie w małych miejscowościach, do których rzadko zaglądają turyści
fot. Nina
W bocznym uliczkach zawsze dużo się dzieje
fot. Nina
Powoli piaszczyste dukty ustępują miejsca kawałkom asfaltu
Amerykański akcent w salonie fryzjerskim
fot. Herbu
Późnym popołudniem coraz bardziej zbliżamy się do Dakaru
fot. Borówa
Bardzo popularny dla rejonów wiejski jednokonny zaprzęg z wysokim wózkiem
fot. Nina
W końcu mkniemy drogą N1, która prowadzi przez całą długość Zielonego Przylądka i wpada do Dakaru
fot. Nina
Do miasta zmierza duża ilość samochodów i kolejny raz obserwujemy różne formy przemieszczania się
fot. Nina
Tutaj pasażerowie mieli mniej szczęścia, tuż przed stolicą autobus złapał gumę
fot. Asia i Marcin
Szeroka, zatłoczona, trójpasmowa droga prowadzi do centrum miasta
fot. Borówa
Na ulicach wielkie korporacje stykają się tutaj z tradycją i egzotyką Senegalu
fot. Borówa
W Dakarze żyje ponad 1mln ludzi, a nazwa wywodzi się z języka wolof i oznacza drzewo tamaryndowca. Miasto założyli Francuzi w 1857r., ale
swoją największą sławę zawdzięcza temu, że mieściła się tutaj meta, rozgrywającego się co rok, prestiżowego, znanego na całym świecie Rajdu Dakar w latach 1979-2008.
Ulice pełne kolorów
Kolejny przystanek i pakowanie się przed podróżą w daleką trasę
fot. Borówa
Ze względu na korzystne położenie, Dakar to duże centrum komunikacyjne o wielkim znaczeniu dla całego regionu
Droga wlotowa do stolicy jest też nazywana największym i najdłuższym hipermarketem świata, na długości kilkunastokilometrowej głównej alei miasta,
można kupić niemal wszystko nie wychodząc z samochodu.
Na każdym skrzyżowaniu i przy poboczach napotkamy handlarzy, którzy oferują swoje towary. Począwszy od owoców i słodyczy na
nożach i martwych kurczakach skończywszy, wszystko to można nabyć prosto z rąk pieszych sprzedawców kręcących się po ulicach.
Handel jest głównym zajęciem mieszkańców tej ogromnej metropolii
fot. Asia i Marcin
Przedsiębiorczy Senegalczycy spędzają na nogach często cały dzień żeby coś sprzedać
fot. Asia i Marcin
Na przystankach handluje się też z pasażerami busów miejskich, można coś dokupić przed powrotem do domu
fot. Asia i Marcin
Ulice nagrane z okna samochodu
Dostępny w FULL HD
W Dakarze chcemy jedynie zrobić pamiątkowe zdjęcie przy tablicy z nazwą miasta. Niestety jest bardzo duży ruch, a przy napotkanych
znakach nie można się zatrzymać. Przy dogodnej okazji zawracamy i kierujemy się w drogę powrotną.
Nie zaplanowaliśmy czasu na zwiedzanie miasta, chociaż przejazd głównymi ulicami wiernie oddaje klimat stolicy
fot. Asia i Marcin
W dużych zbliżeniach obiektywu obserwujemy życie na chodnikach
fot. Asia i Marcin
Dakar nazywany jest również europejską stolicą na Czarnym Lądzie, powoli odbija się to w ubiorze mieszkańców
fot. Asia i Marcin
Opuszczamy zatłoczone przedmieścia i kierujemy się na południe do miasta Mbour
fot. Nina
Ostatnie przystanki jeszcze w rejonie miasta
Kolejny przykład efektywnie wykorzystanego transportu
fot. Happylandy
Z Dakaru do Mbour mamy do przejechania około 80km, jest to trzecie co do wielkości miasto w Senegalu i jeden z ważniejszych ośrodków rybołówstwa w kraju.
Na miejscu chcemy znaleźć camping blisko oceanu, który polecił nam właściciel Zebrabaru z St. Louis.
Szybko fotografujemy jeden z pierwszych znaków pola namiotowego Ferme de Sally
Od drogi wlotowej znaki prowadzą jak po sznurku do bram campingu
fot. Borówa
Na miejscu jesteśmy sami i pod piękną akacją rozbijamy obóz
Do drzew właściciel ma przywiązanych kilka małp, a nieopodal można zobaczyć w klatkach krokodyla i pytona
Małpki są już bardzo oswojone z ludźmi
fot. Nina
Zwierzęta dokarmiamy bananami, podpatrując jak zwinnie radzą sobie z obieraniem owoców
fot. Nina
Poza polem namiotowym, Ferme de Sally to również duży pensjonat z restauracją o nazwie "Les Amazones"
fot. Borówa
Hotel położony jest tuż przy plaży
Sympatyczny właściciel Jean Paul zaprasza nas do baru na świeżym powietrzu z widokiem na ocean
Po zimnym piwku zamawiamy dania na kolację i udajemy się na krótki spacer po plaży
Niestety również tutaj woda bardzo zimna i nikt nie skorzystał z kąpieli
Z uwagi na bliskość do centrum jest to ulubione miejsce odpoczynku Senegalczyków