Pożegnania nadszedł czas

     Od rana wielkie pakowanie, musimy przygotować auta na postój przez kolejne kilka miesięcy. Mamy zamiar pozostawić samochody na campingu za odpowiednią opłatą i wrócić tutaj pod koniec roku, aby dalej jechać na południe Afryki.

     Nie mamy w planach przejechania dzisiaj żadnych dużych odległości, około 2-giej w nocy jest nasz wylot z Banjulu do Maroka.

Camping Sukuta prowadzi małżeństwo sympatycznych Szwajcarów, którzy mają niewielki domek w sercu campingu
fot. Borówa
Cały obiekt zaprojektowany jest jako szereg zatoczek, gdzie można rozbić namiot i skorzystać z podłączenia do prądu
fot. Borówa
Panorama o poranku, przed busem Dymitra i Borówy, hamak w którym spał Piotrek
Rozpoczynamy sortowanie rzeczy, tego co spakujemy ze sobą i tego co zostanie w aucie na kilka miesięcy
Wszystko trzeba wypakować
Jedzenie oddajemy rodzinom mieszkającym w sąsiedztwie campingu
Te czynności zajmują nam czas do późnego popołudnia
Młoda Gambijka pracująca na campingu sprzedawała nam mnóstwo napojów chłodzących
fot. Borówa

     Kilka godzin przed zachodem słońca wybieramy się na ostatnią przejażdżkę naszymi dzielnymi pojazdami. Celem staje się Banjul i kolacja gdzieś na wybrzeżu Atlantyku.

     Miasto zostało założone w 1816 jako placówka wojskowa i nosiło ono wówczas nazwę Bathurst, od nazwiska ministra ds. kolonii, hrabiego Bathursta. W 1965 roku miasto stało się stolicą niepodległej Gambii i 24 kwietnia 1973 roku starą kolonialną nazwę Bathurst zmieniono na Banjul, co oznacza bambus.

Stolica leży tak naprawdę na wyspie o nazwie św. Marii, którą od lądu odcina kilka rzek
Kontrola policyjna na rogatkach miasta i o dziwo policjanci zwracają nam uwagę za niezapięte pasy
W okolicach Banjulu zjeżdżamy nad Atlantyk
Auta parkujemy praktycznie przy samej plaży i udajemy się na spacer
Po kilku krokach natrafiamy na malowniczą knajpkę
Można zająć miejsca na piasku między nasadzonymi młodymi palmami
Wybieramy zadaszoną część, bo wieje silny wiatr, który sypie piaskiem po oczach
Menu trafia w nasze ręce
Przed podaniem posiłków jesteśmy zmuszeni schować się w lokalu z powodu zimnego wiatru
Czas w restauracji spędzamy aż do zapadnięcia zmroku, jest to swoiste pożegnanie z Gambią

     Po kolacji wracamy na camping i zbieramy się na lotnisko. W czasie przejazdu towarzyszy nam bus Marcina, którym przewozimy wszystkich i nasze bagaże. Potem wracamy we trójkę i bierzemy tylko jedną taksówkę z campingu na lotnisko.

     Samolot wylatuje planowo i około 4-ej rano mamy międzylądowanie, po godzinie 6-ej jesteśmy w Casablance w Maroku. Tam mamy nocleg na koszt linii lotniczych i wylot kolejnego dnia do Berlina.

Poranek w Casablance i karawana naszych wózków bagażowych
Afryka Bryka Team i wylot do Berlina
fot. Borówa