Tylko błękit wciąga nas

     Bez nastawionych budzików każdy sam decyduje o odpowiedniej porze na wstawanie. Plan na dzisiaj nie jest napięty, jedyna droga jaką musimy pokonać, to około 200km i nocleg na campingu pod miastem Fez.

     Przedpołudnie pragniemy poświęcić na odkrywanie tajemnic miasteczka Chefchaouen.

Bramy campingu, a w tle autobus miejski, którym podróżuje, poznana wczoraj, sympatyczna para francuska
fot. Nina
Powoli budzimy się do życia
Na campingu można wynająć również pokoiki w domkach
fot. Nina
Domki kryte strzechą pięknie wpisują się w krajobraz leśnego campingu
fot. Nina
Czas na śniadanko
Bardzo czysto i ciepła woda pod prysznicami
fot. Nina
Słońce powoli wschodzi po niebie dotykając nas promykami z pomiędzy drzew

     Po śniadaniu chcemy się spakować i ruszyć w miasto, auta będą czekały na nas gotowe do dalszej jazdy od razu po powrocie.

Wszystko wraca do skrzynek i ląduje w aucie
for. Asia i Marcin
Część dóbr ma swoje miejsce na bagażnikach dachowych

     Niewielkie miasteczko, malowniczo położone u stóp wapiennych masywów gór Ar-Rif, ma nieco ponad 35tys. mieszkańców. Jeszcze do początków XX w. przebywała tutaj duża społeczność Żydów i muzułmańskich uchodźców z południa Półwyspu Iberyjskiego.

     Co ciekawe, jeszcze do niedawna wśród nich ciągle w użyciu był średniowieczny język kastylijski, a rzemieślnicy używali technik typowych dla średniowiecznej Andaluzji.

Monika podziwia widok na dolinę

     Nazwa miejscowości odnosi się do kształtu szczytów, które otaczają miasto. W języku berberyjskim "ichawen" oznacza rogi kozła i takich właśnie rysów wierzchołków gór doszukali się założyciele miasta.

     Związków z kozami można doszukać się więcej, metropolia słynie z wyrabiania specyficznego dla tego regionu koziego sera oraz wyrobów ze skór tych zwierząt.

Zaledwie kilka kroków od campingu można było podziwiać taką panoramę

     Z racji tego, że camping położony jest na zboczach wśród obrzeży miasta, trzeba przespacerować się do centrum. Nie trudno jednak odnaleźć ścieżkę prowadzącą w dół, która w pewnych momentach zamienia się w kamienne schody.

Spacer do pierwszych zabudowań zajmuje nie więcej jak 10min.
Cała nasza grupa rusza na spotkanie z Chefchaouen
fot. Asia i Marcin
Schodzą w dół można zaobserwować tarasy na szczytach budynków
fot. Herbu
Mijamy pierwsze zabudowania
fot. Nina

     Miasteczko jest znane przede wszystkim ze względu na położone tu domy o błękitnych fasadach. Jest reklamowane - bez cienia przesady - jako jedno z najpiękniejszych miejsc w Maroku.

     Przewodnik sugeruje zgubić się w malowniczych uliczkach tego pięknego miejsca.

Jedna z główniejszych uliczek prowadząca w stronę centrum
fot. Nina
Mały gwar pod sklepikiem
fot. Nina
Powoli docieramy do ścisłego centrum
fot. Nina

     Po kilkudziesięciu metrach znajdujemy się w obrębie mediny, termin ten odnosi się zawsze do starej dzielnicy miasta.

     W medinach mieszczą się z reguły bazary, główny meczet oraz inne ważne budynki. Takie miejsca mają zawsze duże walory historyczne.

Jest dość wcześnie i możemy zaobserwować rozworzenie świeżego pieczywa
Jedna z pierwszych alejek mediny
fot. Herbu
Na jednym z placyków chłopaki grają w zośkę
fot. Herbu
W uliczkach można podpatrywać codzienne życie jej mieszkańców
fot. Herbu
Idziemy bez określonego celu, po prostu kolejne uliczki i kolejne
fot. Asia i Marcin

     Kolor niebieski i błękitny dominuje na każdym rogu. Jeżeli zastanawiacie się dlaczego właśnie niebieski, to nie łączcie tego z miłym dla oka widokiem, bo ma to dużo bardziej praktyczną przyczynę. Podobno owady i inne insekty nie przepadają za tym kolorem, od czasu tego odkrycia ulice i domu maluje się do wysokości 2-3metrów.

Jest jak w labiryncie
Osoby proszące o jałmużnę daje się spotkać bliżej placu centralnego
fot. Herbu
Nie tylko ściany pokrywa się kolorem niebieskim, tendencja dotyczy też schodów
Dojścia do niektórych mieszkań są jak przejście w niebieską otchłań
Życie płynie tu swoim rytmem, dzieci chodzą do szkoły, dorośli powoli otwierają swoje stragany
Wśród uliczek jest też dużo hoteli, w przewodniku podaje się, że w sumie aż 200

     Spacer po medinie jest niepowtarzalnym przeżyciem i łatwo się zgubić. W połączeniu z położeniem miasta na dość ostrym zboczu i wysokimi budynkami, tworzy to w rezultacie prawdziwy labirynt. Widać jedynie niebo i nawet nie sposób dostrzec szczytów gór, które otaczają miasto.

Na próżno szukać jakiegoś punktu odniesienia w górze
Wejście na klatkę schodową bloku
Kolejny biało-niebieski zaułek
fot. Nina

     Medina okazuje się niezbyt rozległym miejscem, rozciąga się na przestrzeni 600m, a w najszerszym miejscu ma 400m. Do serca mediny dostajemy się bardzo łatwo i nasze stopy stają na placu Uta el-Hammam.

     Ten plac o wrzecionowatym kształcie, to właśnie serce mediny.

W okolicach centrum rozległe stragany z pamiątkami
fot. Herbu
Więzy rodzinne są bardzo silne
fot. Herbu

     Tutaj z jednej strony ciągnie się rząd popularnych restauracji i kawiarni, z drugiej górują najważniejsze budowle: kasba i wielki meczet.

W tym okresie nie było praktycznie żadnych turystów
fot. Herbu
Surowe mury kasby powstały w XVIII w. z rozkazu sułtana Mulaja Ismaila

     Po spacerze nie sposób odmówić sobie szklanki miętowej herbaty. Na drugie śniadanie można skosztować hariry, tradycyjnej zupy berberyjskiej. Podaje się ją o każdej porze dnia jako przystawkę lub lekką przekąskę.

W pełni sezonu pewnie brakuje wolnych miejsc, my mogliśmy wybierać do woli
fot. Herbu
Łyk miętowej herbaty i świeży sok pomarańczowy - więcej nie było nam trzeba
Harirę serwuje się zazwyczaj z chlebem - tutaj dodatkowo słodka papryka do przyprawienia
fot. Herbu
Pod murami kasby zbierają się seniorzy na kamiennej ławie
fot. Herbu

     Wracamy do niebiesko-białej, pełnej tajemniczego uroku i stromych zaułków mediny. Dziesiątki kameralnych domostw, donice z kwiatami czy ozdobne lampy - to wszystko tworzy atmosferę, której nie sposób zapomnieć.

Niektóre domy mają bogato zdobione główne wejście
Kolejna rdzenna mieszkanka w drodze do domu
fot. Nina
Kameralna restauracyjka i na pierwszym stole naczynia do tażin
fot. Nina
Poza interesująco ozdobionym portalem warto zwrócić uwagę na piękne wazony

     Aby niebieski się nie nudził od czasu do czasu można natknąć się na dom pobielony wapnem lub bez tynku z widoczną fakturą cegieł.

     Jednak zawsze drzwi lub framuga okna wymalowane są na błękitny kolor .

Wśród uliczek nadal cicho i spokojnie
fot. Nina
W takim miejscu jest czas na przemyślenia i refleksje
fot. Herbu

     Wśród uliczek znaleźliśmy świetny sposób na nawigację, to sklepiki, po nich najłatwiej zorientować się, że już się w tym miejscu było.

Niebiesko jak okiem sięgnąć
Niektóre uliczki są tak wąskie, że musimy spacerować jeden za drugim
Czasami robi się szeroko i od razu bardzo szybko uliczka zwęża się u swego szczytu
W zaułkach słońce zagląda na bardzo krótka w ciągu dnia
W niewielu miejscach można wypatrzyć ozdobne latarnie

     Przed opuszczeniem mediny robimy jeszcze ostatnie potrzebne zakupy, naszym łupem stają się świeże owoce, chleb i warzywa. Na szczęście coraz więcej straganów jest otwartych.

Lokalny sprzedawca suszonych fig, oliwek i daktyli
fot. Herbu
Tradycyjny chleb arabski, to krążki średnicy ok 12 cm. Pieczywo wyrabiane z mąki mieszanej z dodatkiem żytniej.
fot. Happylandy
Opuszczamy niebieskie uliczki mediny
fot. Happylandy

     Tą samą drogą po zboczu góry wracamy do campingu po auta. Mamy wszystko co potrzeba na resztę dnia.

Skaliste urwiska w tle to jeden z dwóch wysokich szczytów - Jebel Megou 1616m n.p.m
Czasami brakowało trochę zbliżeń, żeby dokładniej przyjrzeć się ... tutejszej płci pięknej
fot. Asia i Marcin
Głównie można było spotkać ludzi starszych
fot. Nina
Asia i Marcin na obrzeżach miasta
fot. Borówa

     Wyruszamy wczesnym popołudniem z Chefchaouene w kierunku Fez. Można to zrobić na dwa sposoby, albo drogą bezpośrednio na południe lub drogą widokową, która początkowo prowadzi na wschód. Decydujemy się na trasę widokową, bo mamy jeszcze sporo dnia do zachodu słońca.

Kobiety pracujące czekające na transport z dzisiejszym urobkiem ściętych traw
fot. Happylandy
Żegnamy błękitne miasto z okien samochodów

     Nadal podróżujemy przez góry Ar-Rif, dziwi nas zachowanie dzieci i ludzi na poboczach w otwartych oknach zdaje się słyszeć "haszyszzzzzz". Okazuje się, że ten rejon to światowe zagłębie produkcji tego specyfiku.

     Mimo, że posiadanie narkotyków w Maroku jest surowo karane, tutaj każdy, nawet nastoletnie dziecko, to potencjalny dealer haszyszu. Turyści są nagminne nagabywani do kupna towaru, który nosi tutaj również nazwę "kif".

Nasza karawana pnie się po górskich serpentynach
Cały czas mamy piękne widoki za oknami
Większość mijanych miejscowości jest malowniczo położona na zboczach gór
Trudno skupić uwagę na kierowaniu, kiedy za oknem ma się takie piękne widoki
Panorama jednej z dolin, na krótkim postoju

     Malownicza droga widokowa ciągnie się już bezpośrednio na południe i opada ku nizinie Gharb. Najwyższy szczyt tego pasma Dżabal Tidighin wznosi się na 2456 m n.p.m.. Północne stoki porasta tu głównie makia oraz resztki lasów dębowych, zaś południowe stoki zajmują formacje stepowe.

     Góry Ar-Rif stanowią najdalej na północny zachód wysunięte pasmo gór Atlas.

W dolinach dominują głównie lasy cedrowe
Wśród łagodnych wzniesień pniemy się w górę
fot. Asia i Marcin
Czasami trzeba wlec się za ciężarówkami, które ciężko wyprzedza się na tej trasie
Szkoła na jednym z płaskich szczytów, tutaj dopiero można rozwinąć skrzydła

     Na jednej z przełęczy zatrzymuje się na krótki postój.

Czas rozprostować kości
fot. Happylandy
Szeroka panorama tego pięknego miejsca

     Dość niska średnia prędkość na tej trasie sprawia, że zastaje nas noc, a do campingu mamy trochę kilometrów. Na obrzeżach miasta Fez postanawiamy zjeść kolację. Najlepszym daniem okazuje się być gorąca zupa harira, która napełnia nas energią na resztę wieczoru.

Okazuje się, że poza frytkami, harira jest jedynym daniem jakie można jeszcze zamówić o tej porze
fot. Happylandy
Bartek studiuje przewodnik Moniki po kuchni Maroka
fot. Happylandy

     Do Fezu docieramy około godziny 22-giej, postanawiamy jednak zajrzeć do centrum w nadziei na posmakowanie nocnego życia tej jednej z największych metropolii Maroka.

Parkujemy tuż pod średniowiecznymi murami obronnymi miasta
Krótki spacer przenosi nas w mgnieniu oka do centrum
Oświetlona fontanna na jednym z rond przy głównej bramie do mediny
Uliczki zdają się być podejrzanie bezludne
fot. Nina

     Niestety nie ma co liczyć na nocne życie, medina okazuje się być wymarła zaraz po zachodzie słońca. Na próżno szukać tu otwartych cafejek czy restauracyjek.

Jedna z bram prowadząca na stare miasto, którą przyjdzie nam oglądać w świetle słońca już jutro rano
fot. Nina
Jesteśmy sami wśród powoli zasypiającej mediny, tylko kilka taksówek czeka w nadziei na swój ostatni kurs
fot. Nina
Uliczki targowe puste, ostatni stragan z mięsem i jego klient w oczekiwaniu, że coś mu skapnie przed zamknięciem
Wracamy do aut i kierujemy się na camping

     Po odszukaniu campingu i rozbiciu obozu ciszę zaczęły przecinać nasze głośne śmiechy i rozmowy do późna. Z urokami Fezu przyjdzie nam się spotkać kolejnego dnia.