Erg Chebbi i wąwóz Dades

     Zawsze jest dla nas dużą zagadką jak w świetle dnia wygląda kolejna oaza z campingiem, do których zawsze trafiamy po ciemku. Camping w Source Bleu de Meski okazuje się być bardzo malowniczym miejscem i jednym z najpiękniejszych noclegów na naszej trasie po Maroko.

     Na obrzeżach miasta wprost w dolinie rzeki Ziz schroniliśmy się na noc. Miasteczko znajduje się niedaleko większego Er-Rachidia, a w miejscu, gdzie teraz jest pole namiotowe mieściła się kiedyś baza oddziałów Legii Cudzoziemskiej. To po żołnierzach pozostały liczne kanały i sadzawki, które zbudowali regulując bieg rzeki, aby mieć stały dostęp do wody.

Na dole wśród palm znajduje się nasz nocleg, widać szerokie koryto rzeki, która płynie w kanionie
fot. Nina
W oddali widać ruiny kasby, którą przyjdzie nam zwiedzać przed południem
fot. Nina
Nasz obóz rozbiliśmy wprost nad jedną z sadzawek
fot. Nina
Tutaj naprawdę można się było poczuć jak w prawdziwej oazie
Ciężko było się przebić między palmami, ale za to efektem było spanie przy wodzie
Opanowaliśmy mały cypelek campingu tylko dla siebie

     Rzeka Ziz ma swoje źródło w szczytach Atlasu Średniego i przepływa 282km żeby skończyć swój bieg na algierskiej części Sahary. Jest to najważniejsza rzeka południowo-wschodniego Maroka, dzięki której wiele miasteczek i wsi ma dostęp do wody. Sporo ludzi czerpie też z niej swoje zapasy i transportuje do dalszych miejscowości.

Lokalne legendy głoszą, że kąpiel w tych sadzawkach poprawia płodność i kobiety łatwiej zachodzą w ciąże

     Po śniadaniu wybieramy się na krótki spacer do oddalonych nieopodal ruin. Rozpadające się mury kasby są malowniczo położone na obrzeżach doliny i dają wiele możliwości zrobienia ciekawych zdjęć czy też zabawy w eksploracje.

Z campingu trzeba przejść kilkadziesiąt metrów w górę jednego z kanałów dopływowych i odbić w lewo
Potem tylko przejście przez mostek z powalonych pni palmy
fot. Nina
Pnie palm są bardzo sprężyste, na mostku można poczuć się jak na trampolinie
fot. Asia i Marcin
W obrębie rzeki tereny są bardzo żyzne i uprawia się tu głównie zboża i zioła
Rosa trzymała się jeszcze traw z rana
fot. Happylandy
W oddali za polami można już było dostrzec zarys ruin
Stara kasba zaledwie 10min od obozu

     Niestety w żadnych przewodniku nie udało nam się dowiedzieć co to za obiekt.

Mury praktycznie całkowicie zniszczone
Zza pierwszych murów rozpościerał się piękny widok na dno doliny

     Miejsce to zapewne służyło jako forteca lub ufortyfikowany zespół obronny górujący nad miastem. Zbudowane z kamieni i zaprawy "pise", która była mieszanką wody, gliny i ścinek słomy.

Po wszystkich ścianach i komnatach pozostało tylko kilka warstw ułożonego kamienia
W obszarze zabudowań kasby znajdował się zawsze pałac władcy, magazyny oraz koszary dla wojska
Jedno z wejść bocznych, które zachowało sklepienie z okienkiem
Liczne deszcze i słońce bardzo szybko przyczyniają się do niszczenia murów
Cały obiekt można obejść w kilkanaście minut
Przez jedno z wyjść bocznych wracamy z powrotem na camping
Asia i Marcin z panoramą na bujną dolinę rzeki Ziz
Droga powrotna i znowu mostek z pali palmowych
Monika jak linoskoczek
fot. Happylandy

     Po przedpołudniowej wycieczce do ruin opuszczamy malowniczy camping Source Bleu de Meski. Nasze plany różnią się jednak od reszty grupy, na liście mamy wpisany Wąwóz Dades. Ustalamy miejsce spotkania pod wieczór i my samotnie ruszamy w stronę wąwozu, a reszta postanawia dalej jechać na południe i zobaczyć Erg Chabbi.

     Na miejsce spotkania wieczorem wybieramy miejscowość Zagora, gdzie ten kto pierwszy dojedzie - znajduje camping i wysyła namiary pozostałym.

Na masce auta u Herba i Marcina pojawiają się autografy całej załogi i właścicieli campingu

     Wszystkie busy wybierają przejazd na południe do Ergu Chabbi. Jest to piaszczysta pustynia w południowo-wschodnim rejonie Maroka, która leży już w obrębie Sahary. Całkiem niedaleko można z tego miejsca dotrzeć do granicy z Algierią.

Wyruszamy razem z miasta, by zaraz za miejscowością pożegnać się, ale tylko do wieczora

     Z rejonów Er-Rachidia do pierwszych wydm Ergu Chabbi jest około 150km na południe. Potem trasa reszty zakłada dotarcie do Zagory i kolejne 350km, więc plan na resztę popołudnia jest napięty.

     Nasz plan na odwiedzenie Wąwozu Dades zakłada podobną pulę kilometrów, bo do celu mamy około 200km i potem 300km do umówionego miejsca spotkania w Zagorze.

     Poniżej jako pierwszą relację i zdjęcia przedstawiam wycieczkę busami na spotkanie z Saharą.

Po przebytych kilometrach droga zmieniła się w szutry i można było dostrzec pierwsze wydmy na horyzoncie
fot. Asia i Marcin

     Erg Chabbi jest częstym celem wycieczek ze względu na duże, dochodzące do 150m wysokości wydmy.

Na ogromnej przestrzeni ergu można poczuć się naprawdę wolnym
fot. Herbu
Znaki obcych
fot. Asia i Marcin
W przypadku stracenia orientacji zawsze można wrócić po własnych śladach
fot. Happylandy

     Jeszcze przed pasem wydm rozpościera się płaska hamada, swego rodzaju pustynia kamienista. Jest ona pokryta odłamami skalnymi, a często także czarną skorupą żelazistą.

To szczególnie dziki i niesprzyjający człowiekowi i osadnictwu krajobraz
fot. Asia i Marcin
Bardzo duże różnice temperatury powietrza sprawiają, że na pustyni lite skały się kruszą i pękają na kawałki o ostrych krawędziach. Bardzo łatwo tutaj przebić oponę
fot. Happylandy

Coraz bliżej wydm
fot. Happylandy

     Sam Erg Chabbi i pas wydm ciągnie się z północy na południe na długości 28km, a w najszerszym miejscu ma natomiast 7km.

Żeby nie narazić aut na ruchome piaski, trzeba je zostawić na twardym gruncie i przejść pieszo do pierwszych wydm
fot. Herbu
Przy wydmach więcej roślinności i nawet palmy
fot. Asia i Marcin
Nina z całym osprzętem w poszukiwaniu najlepszych ujęć
fot. Herbu
Pierwsze wydmy zdobyte
fot. Happylandy
Im dalej na południe tym krajobraz bardziej monotonny, roślinność zanika i tylko piach piach piach
fot. Asia i Marcin
Po całej wycieczce najszybciej jest się ponieść emocjom i zbiec z miękkich wzniesień
fot. Happylandy
I fotka grupowa z piaskami Ergu Chabbi w tle
fot. Happylandy

     My skierowaliśmy swoje auto nieco na północ by po kilku kilometrach odbić na zachód w drogę N10 w kierunku Quarzazate. Po około 200km droga prowadzi właśnie w dolinę rzeki Dades, gdzie chcemy dojechać. Wszystko jest dobrze oznakowane, a samo miejsce również często odwiedzają turyści.

Droga na północ w kierunku Er-Rachidia prowadzi cały czas przy dolinie rzeki Ziz
Krótki przystanek przy drodze, z widokiem na meandrującą dolinę rzeki
Szeroka panorama na dolinę

     Droga N10 prowadzi przez liczne wioseczki i miasteczka takie jak Goulmima czy Tanghir. Cała trasa poprowadzone została w dolinie między górami Atlasu Wysokiego i Antyatlasu.

     Poza malowniczymi łańcuchami obu pasm górskich z okien samochodów możemy dodatkowo obserwować codzienne życie mieszkańców.

Piaskowe domy w miejscowościach niemal zlewają się ze zboczami
Czas wolny popołudniem większość chłopców spędza na kopaniu piłki

     Wycieczkę najlepiej rozpocząć z miejscowości Boumalne de Dades leżącej właśnie przy drodze N10, to z tego miejsca będziemy już podróżować w górę rzeki wąwozem. To właśnie to miejsce słynie z intrygujących krajobrazów, malowniczych wsi i starych kasb.

     Samo miasteczko nie jest interesujące, chociaż znajdziemy tutaj kilka banków, hotel i oczywiście restauracyjki.

Na obrzeżach miasta mamy już przedsmak widoków, które nas czekają
Dookoła szczyty Atlasu Wysokiego, wśród których swój początek bierze rzeka Dades
Początkowo jedziemy wśród niewysokich wzgórz opadającymi w dolinę stromymi stokami i urwiskami
Roślinność jest bardzo skąpa, nie znajdziemy tu palm, bo jest dla nich za zimno

     Liczne serpentyny i zakręty, a do tego jeszcze ciągłe wspinanie się w górę powodują drobną awarię. Na jednym z podjazdów zapala nam się kontrolka wysokiej temperatury i momentalnie zatrzymujemy się na poboczu, żeby nie przegrzać silnika.

     Po krótkich oględzinach mam już diagnozę, kolejny wąż wody przetarł się na zagięciu. Na szczęście sytuację ratuje szeroka taśma, którą owijamy przetarte miejsce. Woda przestaje cieknąć, uzupełniamy braki w chłodnicy i możemy jechać dalej.

Krótki postój na opanowanie awarii
U stóp wzgórz pod skałami znajdują się biedne domki budowane tak, aby nie zajmować żyznego dna doliny
Szosa pnie się coraz wyżej aż omija krótki przełom rzeki i ponownie schodzi w dolinę
Panorama na jedną z ostatnich wiosek na trasie przez wąwóz Dades

     Jadąc dalej zobaczymy niezwykłe formy skalne, które znajdują się po prawej stronie drogi zaraz za rzeką. Te interesujące zbocza to efekt erozji czerwonego piaskowca.

Tuż przy drodze można podziwiać pięknie uformowane bloki
W całej dolinie zaskakuje duża liczba strzelistych topoli
Droga nadal wiedzie półką skalną na obrzeżach doliny
Srebrzysty odcień topoli pięknie komponuje się z rdzawoczerwoną i pomarańczową barwą skał
Miejscami dolina jest bardzo szeroka

     Podczas jednego z przystanków i podziwianiu panoramy gór, dwie dziewczynki z pobliskich zabudowań postanowiły się nam bliżej przyjrzeć.

Środkiem drogi dwie małe istotki biegły w nasza stronę
Krótka wymiana zdań i uśmiechów
Udało mi się wyszukać długopisy i notesiki dla naszych nowych przyjaciółek
Kolejne formy skalne poukładane jak klocki, a w dole można dostrzec płynącą Dades
Jeden z niewielkich szczytów zdobyty w poszukiwaniu jak najlepszego widoku
Wśród topoli na żyznych terenach doliny uprawia się głównie zboża
Wąwóz Dades nie należy do skalistych i jest jednym z dłuższych w Maroku
Ostatni rzut oka na malownicze formy skalne i zielone dno doliny

     Wąwóz Dades, to też liczne i bajkowe kasby. Te zniszczone już dzisiaj budowle o fantastycznych formach należały kiedyś do potężnego związku plemiennego Ait Atta.

Wioski znowu zlewają się z piaskowcami, nazywa się je również "czerwonymi wioskami"

     Za węższym odcinkiem doliny droga zaczyna wspinać się na zbocze. To tutaj naszym oczom ukaże się jedna z najbardziej rozpoznawalnych kasb na tej trasie. Jest to klasyczna, obronna budowla, wzniesiona na wzgórzu, należała niegdyś do gubernatora regionu.

Rezydencja godna zarządcy tych terenów
Niedaleko od kasby można przespacerować się w boczną dolinkę, jest to właściwie mały kanion Sidi Boubkar

     Kolejny ciekawy odcinek trasy wiedzie pod skałami by za chwilę kilkoma ciasnymi i stromymi serpentynami wspiąć się na kolejne zbocze. To właśnie z powodu tego odcinka całą dolinę nazwano wąwozem.

Ściany przy drodze stają się bardziej pionowe
Droga omija wąską skalną gardziel, którą przebiła w tym miejscu rzeka
Piękny widok na pionowe ściany przyprawiał o zawrót głowy

     Na szczycie przełęczy znajduje się hotel Timzzillite, który zbudowany został jak przyklejony do opadającej skały. Z jego okien roztacza się piękny widok na oszałamiające serpentyny drogi.

W oddali hotel i restauracja Timzzillite
Po tych serpentynach wspinaliśmy się na przełęcz
Malowniczy taras okazał się idealnym miejscem na obiad
I jeszcze jeden widok na ciasne zakręty tuż zza naszego stolika

     Po obiadzie ruszamy dalej wzdłuż kanionu, tuż za przełęczą krótki, stromy zjazd prowadzi nas znowu na dno doliny. Co ciekawe w tym miejscu spotykamy polskich rowerzystów, którzy zwiedzają Maroko na rowerach. Zatrzymujemy się na krótką wymianę zdań i chłopaki okazują się być ze stolicy.

Para naszych rodaków z Warszawy i w oddali samotny pensjonat Source de Dades
Z miejsca naszej rozmowy można było obserwować wysokie pionowe ściany kanionu i rzekę płynącą w szczelinie
Około 15km od hotelu mijamy ostatnie przewężenie z ostro wciętym dnem rzeki

     Na samym końcu wjeżdżamy między między pionowe skały. To tutaj zaraz obok rzeki poprowadzona jest droga, która zimą jest kompletnie nieprzejezdna.

     Mając auto terenowe można wspiąć się na przełęcz Tizi-n-Ugert-Zegzaoun o wysokości 2800m n.p.m. i zjechać do miejscowości Tamtattouchte, a następnie wrócić górną częścią wąwozu Todra również do drogi N10.

Jest to ostatni odcinek asfaltowy, bo zaraz za wysokimi ścianami droga zamienia się w szutrowy dukt
Kilka ujęć z trasy w trakcie przejazdu do wąwozu
Dostępny w FULL HD

     To tutaj kończy się wycieczka Wąwozem Dades, a nasze zwiedzanie zakłada powrót tą samą drogą. Mamy jednak drugą szansę podziwiać wszystkie widoki jeszcze raz.

Jedynymi nowymi obiektami są niedawno budowane w tym regionie meczety, kontrastujące ze zniszczonymi kasbami

     U podnóża wąwozu leży El Kelaa M’gouna, oddalone o 24 km od miasta Boulmane-du Dadés i znajduje się na wysokości 1470 m n.p.m. Między wąwozami Dades i Todra w ciągu milionów lat natura stworzyła dolinę, którą całkowicie opanowały róże.

     Kto trafi do tej doliny między kwietniem a czerwcem, ten zastanie widok naprawdę bajkowy. O tej porze roku cała dolina obsadzona jest gęsto krzewami róż. Maroko jest ważnym producentem olejku różanego i wody różanej z róży stulistnej oraz damasceńskiej, które ciągle zbiera się tu ręcznie tak jak przed tysiącami lat.

     W dolinie Dadés róże są sadzone od stuleci i pierwotnie służyły do wyrobu wody różanej oraz zbioru pączków używanych przy produkcji olejku. Warto o każdej porze roku zatrzymać się w jednym z tutejszych sklepików i zakupić mały flakonik.

Monika w świecie kosmetyków różanych

     Popołudniem mkniemy już do Zagory, przed nami 300km, a późna godzina ruszenia w drogę sprawia, że do Zagory docieramy po zmroku.

W drodze powrotnej złapał nas mały deszcz, na zdjęciu widać też obecnego króla Maroka Muhammada VI

     Wieczorem odnajdujemy camping i resztę grupy. Na kolację przy ognisku ma powstać zupa gulaszowa tzw. prażucha. Potrzebne mięso kupujemy w mieście u lokalnego rzeźnika.

Jeden z ostatnich otwartych straganów z mięsem
fot. Happylandy
Piotrek sam dba o porcjowanie wyrobów
fot. Happylandy
Z potrzebnymi zakupami wracamy na camping
fot. Happylandy

     Jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem zostajemy zaczepieni na mieście przez sympatycznego Marokańczyka, który prowadzi warsztat samochodowy. Bardzo spodobało mu się nasze oklejone auto i koniecznie chciał pokazać nam swój garaż.

Na każdej ścianie garażu liczne zdjęcia, właściciel obsługiwał m.in. ekipy rajdu Paryż-Dakar
Ogrom fotografii i kierowcy z całego świata robiły wrażenie
Jako holownik jedyne słuszne auto, czyli Land Rover
I jeszcze pamiątkowe zdjęcie z ekipą warsztatu

     Na campingu zasiadamy razem przy stole, są rozmowy, dzielimy się wrażeniami z inaczej spędzonych dni i kładziemy się spać grubo po północy.

I ja tam z nimi byłem couscous jadłem, wino piłem
fot. Asia i Marcin