Zagora i twierdza Aït-Ben-Haddou

     Z campingiem przychodzi nam się zaznajomić po wschodzie słońca. Jest to piękny obiekt położony na obrzeżach Zagory za jedynym mostem na rzece Draa.

Przygotowania do śniadanka
Wśród niewysokich palm znaleźliśmy przytulne miejsce dla siebie
Camping jest licznie odwiedzany przez turystów francuskich i niemieckich
fot. Borówa
Stół biesiadny z zadaszeniem
fot. Happylandy
Witajcie w skromnych progach u Tomka
fot. Happylandy

     Miejsce to tak nam się podoba, że postanawiamy na chwilę odpocząć od ciągłego gonienia na południe Afryki i spędzić tu kolejną noc.

     Cały dzień wolny można więc wykorzystać na zwiedzanie okolicy, my postanawiamy odwiedzić oddaloną nieco na północ twierdzę Aït-Ben-Haddou, a reszta oddaje się odpoczynkowi w obozie lub wybiera zwiedzanie Zagory.

     Poniżej jako pierwsze zdjęcia przedstawiam wycieczkę do centrum miasta.

Nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić
fot. Borówa

     Zagora jest młodym miastem, które swoją nazwę wywodzi od nazwy góry Jebel Zagora, u stóp której leży. Sama osada jednak, która mieściła się wcześniej w tym miejscu ma dłuższą historię. Dziś miasto liczy około 35 tys. mieszkańców i jest często odwiedzane przez turystów.

Najszybciej trafia się na lokalny bazar
fot. Asia i Marcin

     Souk w centrum miasta, to ciekawe i malownicze miejsce. Zagora położona w dolinie rzeki Draa od zawsze miała dostęp do żyznych terenów wokół płynącej wody. Dodatkowo, jako ważny szlak karawan z północy na południe, rozwinął się tu handel i ogromny bazar.

Najczęstszym towarem zdają się być warzywa i owoce
fot. Herbu
Czas płynie tutaj wolno od straganu do straganu
fot. Herbu
W rejonie można spotkać duże plantacje papryki, które suszy się i ściera na przyprawy
fot. Herbu

     Na bazarze znajduje się też część, gdzie handlować mogą tylko kobiety. Mają one do zaoferowania głównie biżuterię, tkaniny, nakrycia głowy czy też gotowe ubrania.

Ciężko tu spotkać turystów, bardzo mało osób odwiedza tą atrakcję miasta
fot. Herbu
Piotrek podczas negocjacji
fot. Herbu

     Zagora mimo niewielkiej liczby zabytków w samym mieście jest stolicą regionu o nazwie Zagoro z tego też powodu mieszczą się tutaj wszystkie instytucje administracyjne, banki i urzędy.

Bogatsze rezydencje mają pięknie ozdobione mury posiadłości
fot. Asia i Marcin

     Do Zagory dojeżdża się drogą N9, która niczym nie przypomina głównej ulicy miasta. Zaraz za bramą wjazdową główna arteria Zagory zmienia się w szeroką aleję z latarniami i rzędami palm. To właśnie przy tej ulicy mieszczą się najważniejsze szkoły, hotele, restauracje i sklepiki, a swoją nazwę zawdzięcza poprzedniemu królowi Maroka Mohammedowi V.

Wokół tej ulicy toczy się życie miasteczka
fot. Asia i Marcin
Osiołek zaparkowany gdzieś niedaleko bazaru
fot. Asia i Marcin

     Miasto zostało tutaj założone stosunkowo niedawno, bo jeszcze w XXw. jednak z uwagi na swoje położenie, wcześniejsza osada gościła od zawsze wiele karawan, przez Zagorę przebiegał ważny szlak handlowy północ-południe z Marakeszu do Timbuktu w Mali. Droga piesza zajmowała podobno z tego miejsca do Timbuktu 52 dni.

O tej porze roku jest bardzo niewielu turystów co można zauważyć po opustoszałych restauracjach
fot. Borówa
Czas na obiadek
fot. Borówa
Mały warsztat motorowerowy z interesującą perełką
fot. Borówa
Arabska odpowiedź na samochód cabrio
fot. Borówa

     W okresie letnim miasto oferuje też wiele innych atrakcji m.in. odbywa się tutaj festiwal Nomadów oraz słynny maraton, który należy do jednego z najbardziej ekstremalnych na świecie.

Uliczki i skwerki są bardzo czyste i zadbane
fot. Borówa

     W drodze powrotnej można zaobserwować jak szybko miejski bazar pustoszeje w godzinach południowych. Wszyscy kupcy i handlarze wracają do swoich domów, a po kolorowych straganach zostają tylko drewniane stelaże.

Rzut oka na bazar i już pustka
fot. Borówa
Niektórzy zostawiają swój towar spięty linkami do kolejnego dnia
fot. Borówa

     Z lokalnych usług fryzjerskich popołudniem postanowił skorzystać Piotrek. Swoje doświadczenia dokładnie sfotografował i wykazał się dużą odwagą siadając na fotelu i powierzając głowę w ręce zagorskiego fryzjera.

Skromne wejście zdradzało już klimat lokalu
fot. Borówa
Autoportret
fot. Borówa
Higiena była tutaj pojęciem względnym
fot. Borówa

     Pragnę uspokoić, że nikomu nie stała się krzywda, a efekt końcowy na głowie Piotrka był bez żadnych zastrzeżeń.

Popołudniem więcej ludzie, głównie mężczyzn, którzy zbierają się w restauracyjkach by wypić herbatkę
fot. Borówa

     Jedno z zaproszeń na "berber whisky", czyli tradycyjną czarną herbatę z miętą i cukrem, przyjął Martin i był świadkiem rytualnego podania tego naparu w małych filiżankach.

Sympatyczny beduin woła na kieliszek herbaty
fot. Happylandy
Herbatę kilka razy leje się do szklanki, po czy przelewa do czajniczka i powtarza się proces od 3 do 5 razy
fot. Happylandy
Gospodarz z rodziną
fot. Happylandy
Po zakupach i wizycie w centrum powrót na camping i odpoczynek w hamakach
fot. Asia i Marcin

     Nasza historia tego dnia zaczęła się od wizyty w warsztacie. Musieliśmy usunąć usterkę z wężem wody zaklejonym taśmą, dodatkowo okazało się, że klocki hamulcowe wymagały już wymiany. Liczne serpentyny w górach, pył i kurz, skutecznie ścierały nasze elementy hamulca.

Zagłębie warsztatów i już wiemy, że trafiliśmy w dobre ręce skoro naprawia się tutaj Land Rovery

     Już od campingu jesteśmy pilotowani przez mechanika do jego warsztatu, krępej budowy Marokańczyk prowadzi nas dumnie przez miasto jadąc na małym hałasującym motorku.

Jesteśmy już pod bramą i widać po chodniku jak przeciekał nam wąż wody
Dla Mohameda takie awarie to drobnostki załatwiane od ręki

     Wizyta tutaj była też ciekawym doświadczeniem, w którym nasz mechanik mało nie stracił życia. Przy odkręcaniu pierwszego koła po stronie kierowcy, zaraz za tarczą hamulcową, zaczaił się skorpion (chyba jechał z nami od obozu).

     Tylko dzięki refleksowi i szybkiej reakcji udało się uchronić od bolesnego ukłucia, a skorpion wypadł i zaczął uciekać na podjeździe garażu.

Już wiemy, że coś się czai za kołem i próbujemy go wypłoszyć
Czarny skorpion długości około 8cm o mały włos nie spowodował tragedii
Z drugiej strony nie było już niespodzianek i po około 40min mogliśmy jechać w pełni sprawnym autem

     Wczesnym przedpołudnie opuszczamy bramy miasta Zagora kierując się na północ drogą N9 w kierunku Quarzazate.

Szeroka, miejska aleja kończy się bardzo szybko i podróżujemy zwykłą drogą lokalną

     Pierwsze 100km prowadzi cały czas doliną rzeki Draa, jest to jedna z najdłuższych rzek Maroka, ma 1150km. Jej źródło położone jest wśród szczytów Atlasu Wysokiego, a uchodzi do Oceanu Atlantyckiego i to na niej znajduje się ważna, wielka elektrownia Al-Mansur ad-Dahbi.

Na obrzeżach miasta ludzie pracujący przy zbiorach trzciny i liści palmowych

     W rejonie doliny rzeki Draa leżą jedynie cztery duże miasta, ale tylko okolice Agdz mogą szczycić się największymi plantacjami palm daktylowych.

     Daktylami handluje się tutaj na każdym rogu, warto zatrzymać się i kupić choć odrobinę tego słodkiego przysmaku. Podono takich daktyli jak w pobliżu Agdz nie dostaniemy w żadnej innej części Maroka.

Skuszeni wyjątkowymi opowieściami o daktylach tego rejonu, kupujemy kilka pudełek tuż przy drodze
Kolejny raz podziwiamy codzienne życie mieszkańców tej części Maroka
Naszej odświeżonej w warsztacie "Renacie" żadne podjazdy i serpentyny już nie straszne
Panorama doliny rzeki Draa i droga biegnąca ciągle wzdłuż koryta

     Jadąc na północ kierujemy się w rejony Atlasu Wysokiego, to właśnie tutaj mówi się, że można już poczuć oddech Sahary jadąc z północy. A choć góry należą pod względem wysokości do gór alpejskich, to ich charakter jest nieco odmienny.

     Nie ma tu spektakularnych ścian skalnych, a raczej ogromne usypiska kamieni i piarżyska z nielicznymi skałkami.

Bardzo związaliśmy się z naszymi nowymi marokańskimi jelabami, które skutecznie chronią od słońca
Droga cały czas prowadzi przez malownicze niewysokie piaskowce
Wioski usytuowane są głównie w dolinach, do których wiosną spływa woda, panują tu bardzo trudne warunki życia
Krótki przystanek i podziwianie widoków rozległej suchej doliny
W drogę ku wzgórzom Atlasu

     Droga N9, którą się poruszamy, jest najważniejszą trasą przecinającą Atlas Wysoki i umożliwiającą szybką komunikację między północą a południem.

     Trasę zbudowali Francuzi w latach 20-tych ubiegłego wieku, budowa nie obyła się jednak bez komplikacji. Przebieg drogi ciągle trzeba było konsultować z zamieszkującymi te tereny niezależnymi plemionami berberyjskimi.

Kręta szosa nad przepaściami dostarcza wiele emocji
Jeden z wielu punktów widokowych przy którym robimy krótki postój
Wspólne zdjęcie z maski samochodu
Panorama tuż za murkiem przy drodze
Dokładnie można zaobserwować poszczególne warstwy skał

     Wokół nas tylko wysokie szczyty przekraczające wysokość 2000m n.p.m. w tym kamienistym rejonie rosną tylko nieliczne topole, a na zboczach widać pojedyncze biedne domostwa.

     Dla kierowców prawdziwą zmorą są karawany ciężarówek, zarówno tych wlokących się pod górę, jak i tych zsuwających się w dół. Przy wyprzedzaniu trzeba mieć stalowe nerwy.

Bardzo surowy krajobraz

     Aby dojechać do twierdzy Aït-Ben-Haddou trzeba odbić z drogi N9 w drogę N10 na wschód. Wracamy więc ponownie do dolin mniejszych rzek i strumieni, które są dopływami większej słynnej Draa.

Zjeżdżamy niżej na szerokiej rozległej śródgórskiej kotliny
W oddali widać już kolor zielony, znak, że woda już blisko

     W rejonie łańcucha Atlasu, to jedynie w półpustynnych równinach skupiało się życie prowincji. Tu od wieków mieszkali ludzie, uprawiając niewielkie poletka oraz budując obronne wioski, czyli ksary i umocnione domostwa, czyli kasby.

Tuż przy drodze jedna z ksar bardzo dobrze zachowana

     Ogromna liczba warownych budowli świadczy o niepokojach i walkach trapiących przez wieki ten region. Niezależne, bitne plemiona Berberów walczyły tu między sobą o stada, pastwiska, skrawki terenów nadających się pod uprawę czy źródła wody.

Osiadłej ludności zagrażały też najazdy koczowniczych ludów z głębi Sahary
Kolejna ciekawa, zapomniana budowla
Przystanek na rozległym półpustynnym terenie z panoramą na rzekę
Szeroki obraz wijącego się jak wąż koryta Asif Ounila

     Wczesnym popołudniem docieramy do Aït-Ben-Haddou, jest to obronna wieś z licznymi kasbami, wpisana na listę UNESCO.

     Miejscowość zachwyca baśniowym wyglądem, który doceniają również filmowcy. Główna twierdza jest wyjątkowym miejscem, gdzie oryginalna architektura wpisuje się w rozległy pustynny krajobraz.

Naszym oczom tuż za rzeką ukazuje się widok piaskowego pałacu

Chwilę krążymy, żeby dostać się na brzeg rzeki

     To właśnie w tych murach w latach 70-tych nakręcono Jezusa z Nazaretu, potem było już tylko lepiej 1985r. i "Klejnot Nilu", 1987r. i 15-ta z serii przygód James'a Bonda, 1999r. "Mumia", 2000r. "Gladiator" Ridley'a Scotta, 2004r. "Aleksander" i ostatnia produkcja w 2010r. "Książę Persji - Piaski Czasu".

Docieramy do brzegu rzeki i jest naprawdę bajkowo

     Dzieje tego miejsca sięgają XI w. gdzie założono tutaj karawanseraj na ważnym szlaku handlowym. Zabytkowa część znajduje się na przeciwległym brzegu szosy i dopiero od niedawna zbudowano tu mostek dla pieszych.

     Jednak zgodnie z tradycją i tak jak to robią rdzenni mieszkańcy, warto odszukać przejść przez rzekę, które tworzą worki napełnione kamieniami.

Odnajdujemy ścieżkę po workach
Nasze berberyjskie płaszcze trzeba podciągnąć i zapomnieć o przejściu suchą stopą

     Zwiedzanie rozpoczynamy przy jednym z bocznych wejść, które prowadzi przez prywatne kasby i trzeba pamiętać, że jeszcze kilka rodzin zamieszkuje te mury.

Rzeka pokonana i kierujemy się do wejścia, jest ono płatne przy każdej z bram

     Nasz spacer wiedzie przez pomieszczenia zamienione w prawdziwe miniaturowe muzea etnograficzne. Podczas zwiedzania można dowiedzieć się i poczuć jak wyglądało dawniej życie w kasbie.

Tuż za progiem grube mury dają przyjemne uczucie chłodu
Wszystko pozostawione jakby zatrzymał się czas
Małe okienka w dachach bardzo dobrze oświetlały wnętrze
Tradycyjne budownictwo powstało z najłatwiej dostępnych surowców: gliny, wody i żwiru

     Orientacja w kasbie jest bardzo prosta, wokół wzgórza na kilku poziomach biegną szersze, równoległe uliczki, które łączą krótkie strome schodki, można więc powoli piąć się między zabudowaniami.

Wystawiona na słońce pościel i koce, to znak, że mamy do czynienia z zamieszkałym miejscem

     Po kilkunastu minutach docieramy na płaski skalisty szczyt. Znajduje się na nim obronna kasba, z której pozostały tylko mury obwodowe oraz zrujnowana baszta.

     Z murów i z pod baszty roztaczają się wspaniałe panoramy.

Widać szeroką dolinę rzeki, nad którą leży miejscowość
Z drugiej strony ciągnące się daleko pustynne równiny

     W dolnej części stoją najbardziej efektowne, dekorowane geometrycznymi wzorami wieżyczki. Wzory powstają przez układanie suszonych na słońcu cegieł.

Na niektórych wieżach bociany chętnie zakładają gniazda
Mieszkańcy hodują też w murach kasby zwierzęta
Wracamy już nowo powstałym deptakiem nad rzeką

     Wczesną wiosną, kiedy wśród szczytów Atlasu Wysokiego topnieją śniegi, niepozorny strumień zmienia się w rwącą rzekę. Bywa, że w tym czasie nie można do wsi dojechać samochodem.

Strumień leniwie płynie sobie pod nami nie sprawiając wrażenia groźnej rzeki

     Tuż przy mostku znajduje się restauracja tarasowa z widokiem na zbocze i wioskę. Żeby jeszcze choć trochę napawać się widokiem malowniczej kasby, postanawiamy zamówić tu tażin i zjeść obiad.

Stolik w cieniu z widokiem na malownicze mury
Na stole ląduje tażin i couscous z warzywami

     Popołudniem wracamy do Zagory, droga ta sama ze znanymi nam już punktami widokowymi, jednak jazda nawet tą samą trasą w drugą stronę, to też nieco odmienne wrażenia.

Powoli zapada zmrok
Dość charakterystyczne są napisy nazw regionów na płaskich zboczach, tworzone wapnem lub jasnym piaskiem
To samo boisko i ciągle coś się dzieje
Rozgrywki trwają do póki da się dostrzec piłkę

     Na camping trafiamy o zmroku, powoli głodni, ale pełni wrażeń. Zasiadamy do naszego biesiadnego stołu, ognisko się pali i znowu słychać długie, nocne Polaków rozmowy.

Płomienie rozświetla nam ciemności
fot. Happylandy
Trwają też przygotowania do późnej kolacji
fot. Happylandy